Ditta wraz z tata zawiezli nas na "dworzec autobusowy". Nie wiem jak bez ich pomocy znalezlibysmy autobus do Tangkahan. Jezdzi juz tylko jeden dziennie ok.8:30. O dziwo wyjechalismy z jedynie 20 min opoznieniem. Za to pierwsza godzina to glownie stanie, zbieranie pasazerow i ich dziwnych bagazy. I tak obok wielkich plecionych koszy i licznych workow ze zbozem (?) jechaly z nami nadmuchane i czesciowo wypelnione woda wielkie worki foliowe ze stloczonymi wewnatrz zlotymi duzymi rybkami. Bylismy oczywiscie jedynymi bialymi, co wzbudzalo spore zainteresowanie wsrod dzieci. Ludzi przybywalo i przybywalo i jakims cudem wszyscy ciagle siedzieli. Moje 180cm wzrostu zupelnie nie nadaje sie do azjatyckich srodkow transportu. Nogi nie miescily mi sie w ogole. Na dworze skwar i wysoka wilgotnosc powietrza, a nasza klima to jedynie pootwierane okienka autobusu. Jechalismy przez miasta i miasteczka, potem wsie, az w koncu otaczaly nas jedynie plantacje palmy i kauczukowcow. Te plantacje przyczynily sie znaczaco do wyniszczenia lasow tropikalnych Sumatry. Masowa deforestacja to takze jedna z przyczyn zmniejszenia liczebnosci wielu gatunkow zwierzat, takich jak orangutany.
Po 4 godz dotarlismy do zawalonego mostu. Dalej od niedawna autobusy juz nie jezdza.Musielismy przesiasc sie na ojeki, czyli skutery. Panowie wzieli nasze plecaki przed siebie i ruszylismy po mega dziurach i kamieniach. 45min jazdy w otoczeniu tylko palm, palm i jeszcze raz palm.Czasem jakies wioski, domy, pojedyncze auta czy skutery. Jacys biali jechali jak my, ale z przeciwnej strony - uff, czyli jest nadzieja, ze naprawde jedziemy do Tangkahan :-)
Dotarlismy!
Wokol nas prawdziwa dzungla tropikalna. Wyraznie widac wszystkie pietra roslinne. Przeplywamy przez rzeke czyms w rodzaju malego promu, wspinamy sie po schodach i meldujemy w bamusowym bungalowie w Mega Inn. Zimny orzezwiajacy prysznic, hamak na tarasie, olbrzymie jaszczury na scianie. Swietnie. No i nalesniki z bananem i czekolada. Potrawy z miesem (tylko kurczak) trzeba zamowic z 1dniowym wyprzedzeniem wiec wieczor przy piwie i po wegetariansku. Relaks. Dzis juz nic nie robimy. :-) Za to jutro bedziemy szorowac slonie w rzece!