Geoblog.pl    Kalessin    Podróże    SUMATRA    Wulkan Merapi
Zwiń mapę
2012
29
sie

Wulkan Merapi

 
Indonezja
Indonezja, merapi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12832 km
 
Przygoda z wulkanem rozpoczela sie wczoraj o 23ciej. W srodku nocy, wysadzono nas na wysokosci 1300m npm, kazano zalozyc latarki czolowki i w totalnych ciemnosciach, kazdy ze swoim wlasnym, malym punkcikiem swiatla, zaczelismy wspinaczke na aktywny wulkan, ktory liczy sobie podobno 2891m npm. Oznaczalo to dla nas pokonanie ponad 1600m przewyzszen. Wg planu, po 4-5 godz wspinaczki mamy miec dluzszy odpoczynek z herbatka i jedzonkiem, gdzies na granicy lasu, potem jeszcze godzinna wspinaczka i przed wschodem slonca, czyli przed 6ta osiagamy szczyt. Powrot do hotelu planowany po 12-13 godzinach od rozpoczecia. Nie musze chyba podkreslac, ze zaczynajac podejscie kazdy z nas zadawal sobie pytanie po co to robi....?! Po co bez snu fundowac sobie kilkunastogodzinna meczarnie na wulkan, ktory na dodatek lekko przebudzil sie trzy lata temu... No i chyba kazdy z nas mial obawy czy da rade.. No ale przy chodzeniu po gorach, pytania i watpliwosci czesto pojawiaja sie na poczatku, a potem, gdy osiagnie sie cel, satysfakcja z pokonania wlasnych slabosci, z pieknych widokow, z obcowania z natura, tlumaczy i wynagradza wszystko.
Pierwszy etap, do 3:30 w nocy, prowadzi przez dzungle. W kilku miejscach podziwiamy widok na znajdujacy sie po przeciwnej stronie wygasly wulkan Singgalang, lezace w dole miasta, gwiazdy i ksiezyc. To jednak tylko chwile. Przez znaczna wiekszosc drogi nasz swiat ogranicza sie do niewielkiej przestrzeni pod nogami, oswietlanej przez czolowki. Idziemy gesiego waziutka, wydeptana sciezka, pelna korzeni, sliskich lisci i blota. Przeciskamy sie przez lodygi i galezie, przechodzimy pod i nad zwalonymi drzewami. Wokol cisza, zaklocana jedyna dzwiekami cykad. Dzungla spi. Ciagle rowno pod gore. Okazuje sie jednak, ze czas jest tak wyliczony, aby zapewnic czeste (zbyt czeste) postoje. zieki temu jednak nie meczymy sie jakos potwornie i czas szybko mija. Po trzeciej w nocy docieramy do granicy lasu na wysokosci ok 2300m npm. Temperatura spadla chyba do jakichs 10 stopni, jesli nie nizej. Zakladamy kolejne warstwy ubran. Pijemy ciepla herbate i jemy goraca zupke instant. Przed nami rozposciera sie ten sam widok, co wczesniej, ale juz z innej wysokosci. Cos sie jednak jeszcze zmienilo. W oddali, w wysokich partiach chmur widzimy przepiekne wyladowania elektrostatyczne ( to moze byc juz nawet nad oceanem). Z dolu natomiast dobiegaja nas dzwieki spiewow z licznych meczetow. No tak, przeciez zawsze po czwartej rozpoczyna sie tu ten specyficzny "koncert". Z tej wysokosci do zludzenia przypomina to spiewy plemion indianskich podczas roznych rytualow. Rozblyskujace niebo, spiewy, zarys wulkanu, warstwy chmur pod nami i swiatla miasteczek tworza niesamowity klimat. Jestesmy gotowi na wiecej :-)
Jeszcze godzina wspinaczki na otwartym, kamienistym terenie. Widocznosc jest jeszcze slaba, ale juz widac, ze wokol nas widoki jakby ksiezycowe. Zwalniamy, gdyz pod nogami lezy mnostwo osuwajacych sie kamieni. Wchodzimy na rozlegla, plaska przestrzen. Pod nogami czarny pyl wulkaniczny lub glazy.Jestesmy jedyna grupa, ktora dzis wspina sie na Merapi. Dolacza do nas przed szczytem tylko Indonezyjczyk z corka, ktorzy spedzili noc w namiocie. Nasza ekipa wyglada w ciemnosciach jak kosmonauci po ladowaniu na ksiezycu :-) Po lewej z najwiekszego czynnego krateru unosi sie chmura bialego dymu. O 6stej docieramy na najwyzszy wierzcholek. Chmury przyslaniaja wschod Slonca, ale i tak widoki sa przepiekne. Nizsze szczyty poprzecinane sa warstwami chmur, niebo gdzieniegdzie bezchmurne, przyjmuje rozne barwy wschodzacego slonca. Trudno to opisac. Robimy mnostwo mnostwo zdjec, jak tylko robi sie jasniej. Spedzamy na szczycie i w jego okolicy ponad godzine po czym rozpoczynamy zmudne zejscie na dol. Teraz chociaz widzimy nasza nocna trase. Schodzimy ze cztery godziny. Jest slisko wiec tempo nie jest zbyt szybkie. Poza tym jedna z Francuzek jest wykonczona i sporo musimy za nia czekac. Z kazda godzina nie mozemy uwierzyc, ze az tyle, tak stromo, podeszlismy jeszcze kilka godzin temu. Ale oczywiscie Bylo Warto !!! I pogoda tez dopisala. Na dole robi sie znow duszno i goraco. Do Orchid Guesthouse docieramy w poludnie i....nie idziemy spac, tylko na targ w poszukiwaniu owocow i przypraw (tych drugich o dziwo calkiem brak) i na jedzonko. Potem relaks.
Info praktyczne: trek w Orchid Guesthouse 300tys na os; w Canyon Cafe 400 tys/os. Przewodnikow z Orchid polecamy :-)
Jesli chodzi o knajpy to polecam Bedudal Cafe - troche drogo, ale smacznie, klimaty reggae, backpackersko.. Canyon Cafe nas zawiodla - przede wszystkim wielu potraw nie mieli.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (26)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
ankha
ankha - 2012-08-29 16:02
Specjalnie tych przypraw nie mają, bo wiedzieli, że ja chcę :(
 
 
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 48 komentarzy48 1932 zdjęcia1932 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.07.2022 - 18.07.2022
 
 
14.01.2022 - 02.02.2022
 
 
15.08.2021 - 28.08.2021