Ach, mam tak malo czasu na pisanie...
Nocne sypialne autobusy to genialny pomysl, tylko ze ja trafilam na lozko na srodku u gory i wszystkie wywietrzniki wialy prosto na mnie. No ale dali kocyk i jakos ta noc przespalam. Juz w drodze do Hue widac bylo, ze powodz o ktorej czytalam przed wyjazdem, trwa nadal. Chwilami tylko nasza droga byla sucha, a po bokach byly wielkie "jeziora". W Hue mielismy 4 godz do kolejnego autobusu wiec mimo ulewnego deszczu poszlismy zwiedzic cytadele. Ulewa zmusila nas do zakupu fioletowych parasolek za 4,5zl i tak uzbrojeni przekroczylismy brame cesarskiego miasta. Hue bylo niegdys stolica Wietnamu. Podczas wojen z Francuzami i Amerykanami miasto cesarskie zostalo zbombardowane i jedynie 20 z ok. 148 budynkow przetrwalo. Reszta jest w ruinie, zarosnieta i zaniedbana. Dosc niedawno dopiero zaczeto ratowac to miejsce i to z pomoca Polakow. A jest co ratowac! Nie bralam Hue pod uwage bo czytalam srednie opinie. Zupelnie sie nie zgadzam. Cytadela jest piekna i koniecznie trzeba ja zobaczyc. Nawet gdy pada deszcz!
Grobowcow, ktore sa poza miastem juz nie zobaczymy, ale podobno do wiekszosci i tak sie nie dotrze przez powodz.
Poniewaz ulice z knajpami polecanymi przez Lonely Planet zalala woda, zjedlismy niedaleko Sinh Cafe w Stop & Go! na ul. Hung Vuong. Sprobowalam specjalnosc Hue zwana "banh" - to taki ryzowy chrupiacy nalesnik w srodku z wieprzowina, kielkami fasoli i krewetkami. Dla mnie pychota! Grzes jadl zupe z wolowina, ktora wg niego bylo dobra, wg mnie okropna. Kulinarnie to mamy tu zupelnie inne upodobania , ha ha. Za to sajgonki lubimy oboje - tu z krabem, wieprzowina, grzybami i czyms jeszcze. I tak z pelnymi brzuchami wyruszylismy do Hoi An.
W Hoi An bylo juz ciemno (17:30). Znalezlismy hotel za 12$. Oczywiscie smierdzi grzybem i ma mrowki, ale poza tym nie jest zly. Jest klima, goraca woda, duze okno, szafa i tv. Jest tu sporo hoteli za 15$ z basenem i kafejka internetowa, ale z basenu i tak chyba nikt nie ma odwagi korzystac, a tylko jeden z hoteli, w ktorych bylismy nie mial zapachu stechlizny.
Niestety glowne ulice Hoi An sa zalane. Tylko jedna przetrwala. Co wiecej w ciagu 3 godz naszego walesania sie po okolicy poziom wody bardzo wzrosl. Chyba jutro nie uda sie pozwiedzac...
Mnostwo tu turystow i ceny sa wysokie, ale rzeczywiscie mozna tu uszyc wszystko i zjesc swietne specjaly. Czyli to z czego slynie Hoi An nadal funkcjonuje.
musze konczyc ... reszta za dwa dni
Info praktyczne:
wejsciowki do Cytadeli - 55000d/os (8zl)
riksza spod Cytadeli do Sinh cafe - 30000d (5zl)
Phuong Dong Hotel w Hoi An - 12$/pokoj (klima, tv, ciepla woda, mrowki, teren zalewany podczas powodzi choc nie przy samej rzece, 10min do rzeki/centrum, bardzo uczciwi i mili wlasciciele - zostawilam suszarke w pokoju i jak wrocilismy po paru godzinach po bagaze, lezala juz na mojej torbie), ogolnie polecam
skladana parasolka mala - 30000d
swietna knajpa na Hai Ba Trung, po lewej stronie jakies 50m idac od Tran Phu, zaraz za koncem muru - polecam szczegolnie fried wonton (specjal Hoi An - ryzowy smazony chrupiacy "nalesnik" wypelniony wieprzowina, chyba krewetkami i polane sosem slodko-kwasnym)