Dobry dzień dla brzuszka :-)
Na śniadanko ukochane naleśniczki, czyli dzień zapowiada się dobrze. Na targu w Nyaungshwe Grześ kupił sobie zielone wojskowe lekkie trampki (takie jak nasz przewodnik miał podczas trekkingu i błoto nie stanowiło dla niego wyzwania), a ja śliczną tekową parasolkę (2000k=8zł).
Obiadek zjedliśmy w Unique Superb Food House. Trochę tu drożej (wydaliśmy 40zł/2os), ale jedzenie pyszne. Grześ miał rybę z Inle Lake, wypchaną cebulą, imbirem, papryką i czosnkiem, a ja kurczak curry i coś jakby ryżo-kaszę (Shan rice salad).
Po południu wraz z parą Francuzów czy Belgów trzęsącym pick-upem pojechaliśmy na skrzyżowanie do Shwenyaung skąd odjeżdżają autobusy do Mandalay. I tu wyszła na jaw prawda o zakupie biletów na autobusy w Birmie. W prawie każdym biurze twierdzą, że są tylko dwa autobusy kursujące na danej trasie. W rzeczywistości wygląda to tak…. Na krzyżówce spotkaliśmy niemal samych znajomych: była Chinka - Joy, byli Szwajcarzy - Carol ze Stefanem, Niemka – Alex i jeszcze kilka znanych nam twarzy. Każdy z nas jechał do Mandalay, ale po sprawdzeniu biletów okazało się, że mamy 4 różne rodzaje biletów (różnych firm) i nikt nie ma takiego biletu jak ja z Grzesiem. Wszyscy czekali na autobus ok. 18:30. No i zaczęły podjeżdżać. Ubywało nas szybko, a my nadal czekaliśmy na swój. Na szczęście podjechał i wsiadła z nami jedna biała para, której nie znaliśmy. W sumie autobusów było koło pięciu (ta sama cena, ta sama godzina, ta sama trasa). Wkrótce dogoniły się nawzajem i jechały korowodem zatrzymując się na tych samych przystankach. Oczywiście nie należy wierzyć przy zakupie biletów, ze za 10tys kyatów dostaniesz stary autobus a za 11tys półroczny. My zapłaciliśmy 11tys, a autobus, choć wygodny, z pewnością miał już trochę lat :-) Ale znów wrażenia z podróży pozytywne – klima włączona mocno, ale bez hardcoru, sporo birmańskiego rocka w TV i trochę seriali, ale tylko przez kilka godzin, postoje w znośnych miejscach. Jedyne co, to ciężka początkowa część drogi – piach, dziury i miejsca na szerokość jednego pojazdu. Jechaliśmy może ze 30km/h. Potem było już dużo lepiej i do Highway Bus Station koło Mandalay dotarliśmy w bardzo dobrym czasie, o godz. 4ej - po 9,5 godz jazdy (a miało być koło 11-12godz)! Najwyraźniej Birma zmieniła się bardzo przez ostatnich kilka lat jesli chodzi o stan dróg.