Ok, wstalam o 5ej rano, zeby zobaczyc wschod slonca,ktorego nie bylo, bo promienie nie daly rady przedostac sie przez zamglone powietrze :-( 7:30 sniadanko, wymeldowanie, godzina plywania wsrod wysepek i powrot do portu. Jeszcze lunch w restauracji z myszami i droga do Hanoi (z innymi ludzmi, bo jakims cudem nie zmiescili nas do poprzedniego autokaru). Roznie u nich z ta organizacja... Aaaa. no i jak to z Wietnamczykami bywa, na koniec rejsu probowali wcisnac nam 20min wycieczke lodzia wioslowa za 5$. Nie bylo chetnych, co wywolalo duze niezrozumienie. No i zeby nikt nie przedluzal wymeldowania, zakrecili wode,zebysmy nie mogli sie juz wykapac :-)
Ale ogolnie polecam Sinh Cafe - przede wszystkim warunki na lodzi sa bardzo dobre, a wyzywienie obfite.
Wieczor w Hanoi - male zakupki (pierwsze pamiatki) i slynne w Azji nalesniki z bananami polane czekolada. Specjalnosc podobno Laosu, ale tu tez byly genialne (4,5zl). Dwa posilki i dwa piwa wyniosly nas (2 osoby) w sumie 20zl. Knajpa ta sama co ostatnio - Ca Fe Pho Co.
No i mam wyrzuty sumienia. Kazalismy starszemu Panu,aby riksza rowerowa zawiozl nas z plecakami na dworzec kolejowy. I na dodatek zamiast 10$ wynegocjowalismy 2,5$. Na szczescie Pan zawalu nie dostal, a my mielismy radoche z przejazdzki i na spokojnie wsiedlismy do nocnego pociagu na polnoc, w gory - do Lao Cai. Bilety hardsleeper, czyli po 6 lozek w przedziale (po trzy z kazdej strony), twarde deski. Ale bylo jak najbardziej ok. Koldry, ktore dali polozylismy na przescieradlo i wyciagnelismy wlasne spiwory do przykrycia. Klima,lampki nocne przy kazdym lozku. Szkoda, ze u nas tak nie mozna -np. nocna trasa w Bieszczady. Jechalo z nami 4 Wietnamczykow i mala sliczna dziewczynka. Wyjazd 21:50, przyjazd 6:00. Jesli nie przekraczasz 180cm -da sie spac :-) Ja jakos wytrzymalam, ale Amerykaniec,ktory dostal gorne lozko (my mielismy parterowe) i mial ponad 190cm przestal swoje na korytarzu. Juz jutro rano...gory! Nie moge doczekac sie widoku za oknem.