Geoblog.pl    Kalessin    Podróże    Wietnam, Kambodża    Sa Pa - dzien 2
Zwiń mapę
2010
13
lis

Sa Pa - dzien 2

 
Wietnam
Wietnam, Sa Pả
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9727 km
 
Szkoda, ze nie moge dodawac zdjec bo jest co pokazac. Zrobie to po powrocie.
Z rana poszlismy na glowny plac spotkac sie z nasza przewodniczka, ktora zagadalismy wczoraj na szlaku, dzieki czemu ominelismy posrednictwo biur. Moje obawy czy ja znajdziemy okazaly sie sluszne. Nie bylo jej. Albo i byla, tylko ze one wszystkie wygladaja tak samo! Tradycyjny stroj w kolorze indygo, wzrost ok. 148cm, na glowie czarny turban lub opaska, czasem kosz na plecach. Juz stracilam nadzieje, ale pomogla nam inna przewodniczka, ktora znala nasza Li i zadzwonila do niej. I tak z malym poslizgiem wyruszylismy na 6-godzinny trekking po wioskach. Ponad 15km szlak przechodzil przez takie wioski jak Y Lin Lo (Czarni Hmongowie) - Lao Chai (Czarni Hmongowie) - Ta Van (ludnosc Giay) - Giang Ta Chai (Czerwoni Dao), Pierwsza z wiosek jest bardzo malutka - zaledwie kilka domow, a reszta pochowana w gorach (w sumie 900 mieszkancow). Lao Chai jest tak rozciagniete, ze wlasciwie laczy sie z Ta Van. Zyja w nich dwie rozne mniejszosci, rozniace sie zarowno strojem jak i jezykiem. Porozumiewaja sie po wietnamsku. Do tego miejsca szlismy troche asfaltem, potem wydeptanymi sciezkami. Wszedzie dolina wypelniona tarasami ryzowymi. Od Li dowiedzialam sie, ze najpiekniejsza pora roku na Sa Pa jest sierpien, kiedy to przestaje juz padac, jest cieplo, a tarasy przyjmuja piekny zielono-zoltawy odcien. Ryz sadzony jest kolo lipca, a zbiory sa pod koniec sierpnia. Tylko raz w roku, gdyz zbyt niska temperatura wody uniemozliwia czestsze plony. Ten ryz musi im starczyc na caly rok. W pozostalych miesiacach kobiety szyja i handluja towarem (torebki, ubrania, tkaniny) - osobiscie jak i sprzedajac do sklepow w okolicy i do duzych miast. Lao Chai to rodzinna wioska Li. Mieszka tam z matka i trojka dzieci, gdyz cale jej rodzenstwo, ojciec i maz nie zyja. Ojciec, jak wielu innych, zmarl od ukaszenia weza podczas pracy w gorach (scinanie bambusow, zbieranie drewna). Jad tych wezy zabija w ciagu godziny.
Tutejsi ludzie wstaja o 3ciej, o 6ej jedza sniadanie, po czym mezczyzni ida w gory, a kobiety zajmuja sie gospodarstwem, gotowaniem i szyciem. Ida spac kolo 22-23ciej, spia wiec 4 godziny na dobe. Dlugosc zycia jest bardzo rozna - sporo umiera mlodo, ale tez sa i tacy, co dozywaja 80-90lat. Zywia sie ryzem, maja tez kilka odmian roznych ziemniakow, wiele owocow i warzyw. Hoduja swinie (glownie wietnamskie), kury, kaczki i gesi. Maja duzo psow, ale ich nie jedza. Traktuja psy jak czlonkow rodziny, ktorzy pilnuja ich domow. Sporo jest tu osowialych, walesajacych sie psow. Bawoly pomagaja w pracy na polach ryzowych. Sa dla niech niezwykle cenne, gdyz kosztuja olbrzymie pieniadze , od 300zl za malego do prawie 2000zl. Dlatego tez nie ma zbyt wielu bawolow.
W wioskach mielismy okazje zobaczyc szkoly, ktore rzad wybudowal dla nich 4 lata temu. To naprawde ladne i porzadne budynki. Edukacja jest tu bezplatna , gdyby jednak dzieciak chcial uczyc sie w Sa Pa, Lao Cai czy Hanoi, rodzice musieliby zaplacic ogromne sumy.
Mlodzi slubuja w wieku 16-19 (dawniej 12-13lat), a czasem nawet po 20stce. Wyznawcy danej religii moga jedynie poslubic wyznawce tej samej religii. Mezczyzna moze odejsc od kobiety, ale zostawia jej wszystko. Kobieta moze odejsc od mezczyzny jesli zaplaci jemu/jego rodzinie duza kwote. Jesli nie ma pieniedzy, to ma problem...Choc to zalezy od wyznania. W niektorych przypadkach oplaty nie sa konieczne. Uff.. :-)
Zmarlych grzebia przy domach w kopcach z ziemi i kamieni .
Przewodniczki mowia swietnie po angielsku, choc z dosc trudnym do zrozumienia akcentem. Ucza sie same. W szkolach tutaj nie ma nauki jezykow obcych. Podobno sprowadzili kiedys Kanadyjczykow, aby uczyli dzieci angielskiego, ale ze nie umialy one pisac, nic z tego nie wyszlo.
W Ta Van zjedlismy lunch u jednej z rodzin - zupe warzywna z makaronem, kapusta, pomidorem i jajkiem sadzonym. Wreszcie jakas dobra zupa! Chyba dlatego, ze bez miesa, a po wczorajszej wieczornej wyzerce na ulicy, nabralam jakiejs awersji do miecha.
Najpiekniejsza czesc naszej wyprawy to trasa od Ta Van do Giang Ta Chai. Wyruszyly z nami jeszcze trzy kobiety Czarnych Hmongow i mala dziewczynka. Przemili ludzie. Szlismy wiec silna ekipa 6 kobiet plus Grzes. Zaczela sie wpinaczka waskimi sciezkami i fantastyczny spacer tarasami ryzowymi i przez las bambusowy. Spotkalismy dziewczynki pilnujace stadka bawolow i pare znajomych bialych twarzy. Podparta bambusowym kijem probowalam nie wywrocic sie na miejscami sliskiej powierzchni. Widoki rewelacyjne - my na tarasach, tarasy nad nami, pod nami, za nami i przed nami. I bambusy, w ktorych czaja sie pijawki. Na koniec maly wodospad, most linowy i szalony powrot na skuterach. To byl widok !!! - z przody maly Wietnamczyk, w srodku ja (180cm wzrostu), a za mna Li z Czarnych Hmongow (148cm wzrostu) :-) I wyprzedzanie rosyjskich uazow na dziurawej drodze. Hej przygodo! ha , ha...
To byl naprawde udany dzien.


Info praktyczne:
Ze wzgledu na brak innej opcji dojazdu jutro wczesnie rano na targ Bac Ha, wykupilismy bilety w hotelowym biurze podrozy za 10$/os. W cene wchodzi wyjazd do Bac Ha o 7rano, ze 2-2,5 godz na lazenie po targowisku z Kwiecistymi Hmongami, zwiedzenie najblizszej wioski i powrot do Sa Pa (my wysiadamy w Lao Cai na powrotny pociag do Hanoi o 20:40).
Przewodniczka Li - 10$/os za 5,5 godz trekking i full info o mniejszosciach i ich zyciu. Polecam ten sposob zwiedzania i o wiele taniej niz przez biura hotelowe czy informacje turystyczna!
Transport z konca trasy do Sa Pa - w sumie 70000d (10zl) za dwa skutery.
Bilet powrotny do Hanoi - zamowiony w biurze hotelowym, hardsleeper 345000d, a na dworcu 275000d, tylko ze jutro jest niedziela wiec nie chcielismy ryzykowac kupna na dworcu bo mogloby juz nie byc miejsc (lub w osobnych przedzialach). Najlepiej byloby kupic od razu w dwie strony, ale nie chcielismy sie ograniczac.

Wioski sa juz bardzo skomercjalizowane. Wszedzie sporo sklepikow dla turystow i lodowek z coca-cola. Szkoda. Ludzie, ich stroje, domy, zwierzaki - to jest nadal prawdziwe, ale zeszpecone wpychajaca sie cywilizacja i turystyka. Gdybysmy zostawali dzien dluzej, probowalabym dostac sie do bardziej oddalonych i mniej popularnych wiosek, ale nie jest to ani latwe, ani tanie. Jednak to, co najwazniejsze i piekne widoki zapewnila nam dzisiejsza trasa. Polecam przy krotszych pobytach.
Aha, i jesl chcecie zobaczyc kobiety Czerwonych Dao, to Ta Phin jest o wiele lepszym miejscem niz dziejsza Giang Ta Chai, gdzie spotkalismy az jedna tradycyjnie ubrana kobiete, a przy niezwykle biednych domach staly talerze satelitarne :-(
That's all folks!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 48 komentarzy48 1932 zdjęcia1932 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.07.2022 - 18.07.2022
 
 
14.01.2022 - 02.02.2022
 
 
15.08.2021 - 28.08.2021