Delta Mekongu - dzien 1, Ben Tre

Dzis z Sinh Cafe wyruszylismy na 3dniowa wycieczke po delcie Mekongu, konczaca sie w stolicy Kambodzy. Nie lubimy tych zorganizowanych wyjazdow, ale po Delcie tak jest najlatwiej i podobno niewiele drozej niz gdyby probowac zobaczyc wszystko na wlasna reke. Delta jest bardzo rozlegla i logistycznie trudna do opanowania.
Nie wiem ile wazy moj plecak, ale sukcesem jest, ze udalo nam sie praktycznie wszystko zmiescic w duze plecaki (nawet te srednie). W rece zostaly mi mokre trampki i stozkowy, slomiany kapelusz wietnamski.
Juz po 2 godz bylismy w Ben Tre i wsiedlismy na lodz. Najpierw plynie sie bardzo szerokim fragmentem Mekongu. Odwiedzilismy "fabryke" cegiel i popatrzylismy przy okazji na koguty-wojownikow. Walki kogutow sa tu nielegalne, ale hazard i tak sie odbywa po cichu przy granicy z Kambodza lub w Kambodzy. Przegrany kogut ginie w walce i moze zostac odsprzedany na mieso (wlasciciel nigdy nie je wlasnego koguta).
Kanal sie zwezal i wkrotce skrecilismy w jego jeszcze wezsza odnoge. Wszedzie widac klatki-pulapki na ryby, ktore wplywaja podczas przyplywu, a odplyw odcina im droge powrotu. Widac tez mnostwo miejsc, w ktorych obrabia sie kokosy. Robi sie z nich slawne tu "coconut candies", czyli takie krowki kokosowe, a takze mydlo, preparaty pielegnacyjne do wlosow, wino kokosowe, a wlokno ze skorup wykorzystuje sie do produkcji mat i lin. Wszystko jest dobrze wykorzystane, nic sie nie marnuje. Zycie w delcie jest bardzo ciekawe i bardzo trudne. Widokowo pieknie - geste zarosla z roznego rodzaju palm i wiele innych drzew. Kiedys byly tu tez krokodylki, ale im wiecej ludzi tym mniej zwierzakow. No i woda jest taka brudna..
Odwiedzilismy "fabryke" cukierkow kokosowych. Moglismy popatrzec, sprobowac jeszcze cieplego cukierka, jak i paru innych wyrobow, np. wina kokosowego. Poczestowali nas tez owocami i zielona herbata. Oczywiscie, jak zawsze, byl tez sklepik z zawyzonymi cenami.
W miedzyczasie znow oberwanie chmury i to nie gorsze niz wczoraj. Jak to jest, ze przyjechalismy tu w porze suchej , a na poludniu prawie codziennie burza..? Ten rok jest podobno wyjatkowo deszczowy. W sumie jest tak cieplo, ze zmokniecie nie jest takie straszne, tylko, ze aparat, paszporty, przewodnik, portfele... Dali nam przeciwdeszczowki i kazali isc do "motorbike car". Co to kurcze jest..? Otoz motorbike car to motor ciagnacy przyczepke z lawkami - oczywiscie niezadaszony. Z nieba spadaly litry. Z Grzesiem mielismy parasolki wiec minimalnie wiekszy komfort niz inni, ale i tak strumienie splywaly po nogach i lawkach, na ktorych siedzielismy. Po 5min przesiadka do lodzi wioslowych - niezadaszonych :-) Ogolnie bylo nam wesolo. Dzungla, palmy, rzeka i grupa zoltych, zielonych i blekitnych zakapturzonych i skulonych postaci. Uff...przestalo padac. Bylismy w najladniejszej czesci - w waskich kanalach. Na ten fragment najbardziej czekalam. Jest tak wasko, ze niskie palmy tworza tunel i dach nad naszymi glowami. Na koncu lodzi starsza Wietnamka stoi i wiosluje. Szkoda tylko, ze trwa to tak krotko - moze 10min. Doplynelismy na lunch (rybki, sajgonki, banany), a potem juz wieksza lodzia do miasta i autokaru.
Nocleg w Can Tho. Wieczorem poszlismy nad rzeke na obiado-kolacje. Dzis kuchcilismy sami. Ja zamowilam barbecue z kurczaka, a Grzes z ryb i dostalismy surowe miesko i nieduze surowe rybki nadziane na patyki. Do tego rozpalonego mini grila na stol i samoobsluga. Fajnie i bardzo smacznie (nie smiem powiedziec inaczej, skoro sama robilam!!!). :-)
Grzegorz stwierdzil dzis, ze Azja na miesiac - ok, ale ich kuchnia na max 2tyg! Dowodem na kryzys zywieniowy byl ostatnio pozny "deser" z hamburgera w fast-foodzie Lotteria i kurczak z frytkami na obiad. Ja tez juz mam troche dosc ryzu i makaronu. :-)

Info praktyczne:
Barbecue na Riverside - dwie porcje i dwa piwa 110000d (16,5zl)
waz w jednej z knajp (nie jadlam, ale widzialam) - 65000d

Zdjęcia (15)

Komentarze (0)