Dzis pierwszy totalnie zmarnowany dzien wyjazdu. Totalna klapa. O 7:30 wyjechalismy i poplynelismy na plywajacy targ Cai Rang. Moze moj blad, ze nie doczytalam, ale myslalam, ze to bedzie waski kanal z mnostwem lodzi wioslowych wypchanych owocami, a byl to szeroki kanal z duzymi lodziami, na kazdej raczej jeden rodzaj warzywka lub owocu. I zbyt duzo sie nie dzialo, ani tez nie bylo zbyt gesto. No i tylko jakies 15min plywania na targu, po czym dluzsza trasa lodzia malo ciekawym kanalem do ogrodu owocowego. Tam zobaczylismy drzewa, na ktorych rosna rozne owowce (teraz tylko kilka) i mielismy owocowy poczestunek. Jedyna nowosc- wreszcie sprobowalismy smierdzacego duriana. W smaku ok, ale bez rewelacji. I znow nudy. Godzina plyniecia szeroka miejska czescia Mekongu na lunch (nie wliczony w cene). Potem podzielili nasza grupe. Czesc wrocila do Sajgonu lub podazyla w strone Phu Quoc , a nasza 8ka pojechala dalej w strone granicy z Kambodza - do Chau Doc. Trasa zajelaby 4godz, tylko ze najpierw jechalismy zabrac inna grupe, a nie bylo to po drodze wiec w sumie spedzilismy 6 godz w autokarze. Wszyscy byli zli i zawiedzeni dzisiejszym dniem. Tak to juz jest z tymi organizowanymi wycieczkami... Nocleg w Chau Doc. Idziemy na kolacje, moze to sie chociaz uda...