Autokar do Siem Reap wykupilismy na 11:30, zeby wykonac plan poszukania robakow do jedzenia na Central Market ;-) Miala tylko jedna pani. Wybralismy po kilka z rodzaju plus jednego wielkiego pajaka i zabe. Narazie wrzucilismy do woreczka i jesc przed 6scio godzinna podroza nie mamy zamiaru. Moze wieczorem...
Zjedlismy lunch w restauracji w naszym hotelu i okazalo sie, ze pod latarnia najciemniej - jedzenie bylo bardzo dobre, a porcje bardzo duze. Czyli polecam jesc w Dara Reang Sey hotel.
Autokar do Siem Reap wyprowadzil mnie troche z rownowagi. Zaplacilismy 6$ za pietrowy autokar z toaleta, a przyjechal zwykly bez wc. Co wiecej siedzenie przede mna bylo popsute i calkowicie rozlozone, wiec na nogi nie zostalo za duzo miejsca. A zeby mi jeszcze poprawic humor, kierowca puscil na caly regulator serie teledyskow z serii oni sie kochaja, ale szczescie nie jest im dane, on zostaje pobity, ona placze i placze, w koncu popelnia samobojstwo, jej matka policzkuje chlopaka, on wbija sobie sztylet w serce itd. Oh My God!!! I wszystkie piosenki to takie tragiczne love stories z duza iloscia lez. Te bardziej pozytywne wiaza sie z balonikami w ksztalcie serca, patrzeniem w ksiezyc, kolacja przy swiecach i wieloma serduszkami wszedzie w okolo. No i ta melodia, ten spiew...Naprawde Europejczykowi ciezko to zniesc! Smialam sie, ze to najromantyczniejsza podroz w naszym zyciu. A niektorzy panowie w autokarze nawet nucili pod nosem te utwory. Ale podobno w Wietnamie i Kambodzy tak juz jest - uwielbiaja spiewac i to mega romantyczne i przeslodzone piosenki. Podobno norma jest, ze chlopak spiewa dziewczynie pod oknem lub w licznych barach karaoke, patrzac jej gleboko w oczy. Jest tylko maly problem - slyszelismy juz kilku spiewajacych Azjatow podczas tej podrozy i oni naprawde nie maja glosu... :-)
Podroz jakos minela i nawet przyjechalismy 40min przed czasem!!!
Siem Reap to bardzo turystyczna miescina - full restauracji, barow i sklepow z pamiatkami. Ale od razu poczulismy sie tu lepiej niz w Phnom Penh, ktore jakos nie przypadlo nam do gustu. Z dworca autobusowego mielismy darmowa riksze pod hotel. Wybralismy od razu Popular Guesthouse. Dwojka z wiatrakiem, tv i ciepla woda - 9$ (z klima 14$). Warunki fajne. Od razu z naszym rikszarzem dogadalismy stawke na jutro na zwiedzanie Angkor. Small Circuit ze wschodem slonca -10$/dzien (ok. 8h), Big Cicuit z zachodem slonca - 12$/dzien (ok. 6h). To chyba najlepsze stawki, jakie mozna bylo utargowac. Podpytywalismy potem innych rikszarzy i ludzi i za Small chcieli min. 12$, za Big - 15$ a za wschod slonca doliczali 1-3$.
Plusem w Kambodzy jest calkiem dobra znajomosc angielskiego - na duzo wyzszym poziomie niz w Wietnamie. Z wieloma rikszarzami i oczywiscie przewodnikami mozna swobodnie rozmawiac na rozne tematy.
Jedzenie w podobnych cenach jak w stolicy, ale sa tez tansze knajpy, gdzie dania glowne sa za 2-3$. Jedlismy na ulicy "the Alley", ale nazwy nie pamietam - czerwone siedzenia/lezaki, piwo lane za 0,50$ i stojace panie krzyczace, ze popcorn free, buy 1drink and second free itd. Rzeczywiscie dostalismy popcorn,druga Pepsi gratis, a po zjedzeniu przepysznych ryb, jeszcze przyniesli nam gratis owoce na deser. Fajniutko.
Przed snem zjedlismy robale!! Byly tam pasikoniki, szarancza, jakies duze z twarda skorupa, wielki pajak i zaba. Wszystko smazone w glebokim oleju. Poodrywalam glowki, bo jakos nie moglam sie przemoc, i sprobowalam po jednym z rodzaju. Grzegorzowi szlo lepiej, mnie to duzo kosztowalo. Chrupaly i mialy smak smazonego oleju - nic poza tym. Tylko zaba naprawde jakos smakowala. Ogolnie fuj. No ale teraz juz wiem :-)
Uwaga! Fotki nie dla każdego - mózgi i tym podobne..