Trzyma mnie jeszcze stan podgorączkowy, takie 37,5st. W Azji inaczej patrzy się na taką temperaturę. Przed nami cały dzień na promie, gdzie w razie czego nikt mi nie pomoże, a potem docieramy do Bagan, gdzie też nie ma żadnych placówek medycznych. Jedyne i to nie najlepsze szpitale są w Yangonie i Mandalay. No ale cóż, wyruszamy. Czyli jednak dobrze, ze względu na mój niepewny stan zdrowia, że wzięliśmy drogi prom turystyczny zamiast slow boat, choć zawsze będzie mi szkoda utraconego przeżycia i męczarni jakie oferuje wolna łodź do Bagan.
Express boat ma pokład widokowy otwarty i zadaszony, a także spore lekko klimatyzowane pomieszczenie pod pokładem (gdzie spędziliśmy większość czasu drzemiąc na siedzeniach). Jest też bar z bardzo zawyżonymi cenami (nie korzystaliśmy).
Z początku przepływa się koło Sagaing, a potem nie ma juz specjalnie na co patrzeć. W Delcie Mekongu życia przy wodzie było mocno rozwinięte. Tu sporadycznie widzimy domy i ludzi. Raz przystanęliśmy przy brzegu i miejscowe kobiety z wody wrzucały chętnym owoce na pokład, w zamian oczywiście za pieniądze wrzucane do wody.
Do Nyaung-U dotarliśmy punktualnie, czyli o 17:00. Wozem konnym dotarliśmy do centrum i po pewnych poszukiwaniach (brak miejsc) ulokowaliśmy się w Eden Hotel. Pierwszą noc spędzimy w pokoju 1os za 12$, a następne w obszernej dwójce za 15$.
Hotel polecam. Ma wielki taras na dachu, gdzie spożywa się śniadania i gdzie można miło spędzić wieczorne godziny. Pokoje też bardzo przyjemne - wielkie łóżka, bambus na ścianach, tv i spora łazienka. Obsługa bardzo miła.