Zatrzymujemy się w kilku miejscach widokowych i gdzieś między Slea Head a Clogher Head wypatrujemy niewielką plażę między klifami , znajdujemy drogę i zjeżdżamy wprost na nią, na sam dół. Pełno tu skałek między którymi można pochodzić - fajne widoczki. Następnie docieramy do Gallarus Castle (kolejny zamek wielkości jednej wieży, zamknięty do zwiedzania) i Gallarus Oratory (niewielki budynek z kamieni, wybudowany przez wczesnych Chrześcijan, który przetrwał w całości ok 1300 lat!). Reask Monastic Settlement to pozostałości po osadzie z typowymi domkami „beehive huts” i „kościołem” jak wcześniej widziane Oratorium Gallarus (oczywiście wszystkie te pozostałości mają max wysokość do kolana, nie ma już całych budynków czy ścian).
Wyruszyliśmy też podobno piękną trasą wiodącą przez Conor Pass. Już wiemy, że Lonely Planet się nie myli – gdy jest mgła, nie widać tu zupełnie nic. Właśnie zeszły chmury i nie zobaczyliśmy żadnych widoków.. Po drugiej stronie góry wyszło za to na trochę słoneczko i pojawiły się zielone wzgórza.
Jedziemy na północ, w okolice słynnych Cliffs of Moher (choć tam dziś nie docieramy). Promem z Tarbert przeprawiamy się w 20min do obszaru Clare (Euro 18 za auto w jedną stronę) i jedziemy do Kilkee. Stamtąd pędzimy aż do latarni morskiej, na najbardziej wysuniętym końcu tego obszaru, zwanym Loop Head. Wieje potwornie, ale spacerujemy między terenem latarni a brzegiem klifów. Widoki na klify przepiękne. Wybystrzyliśmy też sporą fokę.
W Kilkee warto podjechać do West End, zobaczyć tzw. Pollock Holes (podczas odpływu przy plaży zostają skały z „basenami”, w których chętnie kąpią się miejscowi) i przespacerować się widokową ścieżką wśród klifów. W pewnym momencie można zejść po półkach skalnych do połowy ich wysokości. Bardzo ładne miejsce.
Za Doonbeg, przy polu golfowym (znaki na Doonbeg Golf Club) można zaparkować autko i podejść przez pasmo zarośniętych trawami wydm na bardzo szeroką, 2-kilometrową, piaszczystą plażę.
Pogoda znów się popsuła. Jedziemy na nocleg do Doolin. Rainbow Hostel – czysty, ładny, ze sporą kuchnią, jadalnią, salą kominkową i stoliczkami na zewnątrz (do dyspozycji dla wszystkich ze spożywki tylko kawa i herbata).
(Całkiem sporo rodzin przyjeżdża z dzieciakami nad ocean popływać, mimo że woda ma temp 12-13st. Większość ubiera pianki – 99% dorosłych, choć nie wszyscy – najczęściej dzieci należą do odważnych. Widzieliśmy też grupowe lekcje pływania w jednej z zatoczek. Instruktorki miały na sobie pianki i kurtki i stały po pas w wodzie, a dzieci ćwiczyły pływanie.wow..)