To była pierwsza noc z naprawdę twardym snem. Nie wiem czemu, ale wszystkim świetnie się spało i wstaliśmy dopiero przed 9tą. Dzieciaki do 13ej szalały w basenie, a potem wyruszyliśmy otwartym jeepem na safari, które zorganizował nam Lahiru (polecam !!!). Podkreślę, że tutejsze safari to przede wszystkim słonie i dla nich się tutaj przyjeżdża. 3,5 godziny jeździliśmy po piaszczystych drogach w buszu. Chcąc nie chcąc , kiedy mowa o safari, w głowie (przynajmniej mojej) od razu pojawiają się otwarte przestrzenie. Tymczasem to nie Afryka i tutejsze tereny to głównie zarośnięte obszary z fantazyjnymi drzewami i, sporadycznie, niewielkimi zbiornikami wodnymi. Możesz przejechać koło słoni i ich nie zauważyć.
Po pierwszych 45min sytuacja wyglądała dość słabo… widzieliśmy…uwaga…mnóstwo pawi, gołębie, dzikie kury z kogutami i orła. Lecieć na Sri Lankę dla takiego zestawu to troszkę nie o to chodziło he he. Po kolejnej godzinie było tylko trochę lepiej: kilkadziesiąt pawi, trzy orly, mnóstwo różnorakich ptaków, wielki krokodyl, ale z baaardzo daleka, także z daleka żółwie i dwa cudowne słonie : mama i synek, które zażywały kąpieli i były tak zrelaksowane, że w ogóle nie zwracały na nas uwagi. Mama słoń leżała w połowie pod wodą, a jedyne oko, które było na powierzchni , co chwilę się zamykało i mama drzemala błogo. Natomiast synkowi trochę się nudziło i zaczepiał mamę. Cudnie było zobaczyć dzikie słonie z tak bliska i w tak dla nich przyjemnym momencie .
Po 16:30 było już znacznie lepiej.. Trafiliśmy na kilka samotnych samców,od których dość szybko się oddaliliśmy , a potem dwie rodzinki samic z młodymi. Samica z 2-3 tyg malcem przeszła tak blisko nas, ze można było ją dotknąć na wyciągnięcie ręki! Były tez bawoły wodne, lecący tukan, kolejny krokodyl i dziki kotowaty chyba zwany kotem rdzawym wraz z kociętami, makaki i dwie inne ciekawe małpy, tutejsze bociany, ptaka zwanego kingfisher i coś co mogło być łaskunem cejlońskim. Safari uznajemy za bardzo udane. Pawełkowi szczególnie podobały się kąpiące słonie. Aż żal, ze nie miałam żadnego obiektywu nadającego się do fotografii przyrody. Nie miałam jak uchwycić ptaków, czy zwierząt mocno od nas oddalonych. Jakieś moje marne kadry wrzucę wkrótce, ale wielu pięknych stworzeń nie udało się uchwycić.
Ciekawe, ze w Azji tylko niewielki procent słoni ma kły i tylko samce. Podobno jest to nowy etap ewolucji. Ponieważ kły były przyczyną polowań na słonie, organizm przestał je tworzyć, aby chronić życie. Natura jest niesamowita.
Gdy wróciliśmy do naszego Kottawatta Village spotkała nas jeszcze jedna niespodzianka. Przez kilka minut nad naszymi głowami przelatywały setkach olbrzymich nietoperzy. W życiu nie widziałam tak wielkich!!! I zdawały się wylatując zza drzew bez końca. Na tle ciemniejącego nieba widok był iście złowieszczy…
P.S te nietoperze to prawdopodobnie tzw „ latające lisy”, czyli rudawka wielka - nietoperze owocożerne, choć dziwi nas fakt, ze widzieliśmy je prawie o zmroku, a te nietoperze nie mają zmysłu echolokacji i w ciemności nie latają..
Jutro zmierzamy nad ocean.